czwartek, 23 lipca 2015

" Gdy łowca staje się ofiarą "

Więc wybrałeś zło? Doskonale, wreszcie okaże się czy na pewno jesteś na to gotowy. Czy pamiętasz ten dzień gdy twoje serce zabrudziła plama nienawiści? Gdy pierwszy raz zobaczyłeś w oczach ofiary strach, a potem już tylko martwą pustkę? Czy gdy spoglądałeś na szkarłatną plamę krwi widziałeś w niej tylko odzwierciedlenie nieuchronnej zagłady? Czy byłeś wtedy dumny i potężny? 
Więc kim teraz się stałeś? Głupią istotą która zrobi wszystko by ocalić diabelskie nasienie.
Jak długo przetrwasz ze świadomością, że teraz to ty stajesz się ofiarą?

~*~
Szła powoli, czując jak jej łapy drżą, gdy stawiała kolejny, niepewny krok. Od długiego czasu zwlekała z zatrzymaniem się na postój wiedząc, że jeśli chce ujść z życiem, musi uciec jak najdalej od Kali. Nawet chwila zwłoki mogła dać śnieżnobiałej lwicy kilka godzin przewagi. Dla zwykłego lwa poruszanie się w takiej szybkości byłoby zapewne niemożliwe, jednak mroczna władczyni znała wiele diabelskich sztuczek i Kisasi przypominając sobie niektóre z nich zdała sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na nawet odrobinę optymizmu.

Kroczyła wytrwale dalej, jednak zmęczenie zaczynało dawać za wygraną. Lwica zatrzymała się pod martwym drzewem, z którego już dawno opadły liście zostawiając po sobie jedynie suche gałązki.
Niebieskooka rzuciła brutalnie Ukweli na ziemię. Mała lwica wydała z siebie głuche warczenie.
- Zamknij się - syknęła wściekle złota. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest spragniona
- Wody... - wychrypiała. Spojrzała na słońce mrużąc oczy. Po jego pozycji starała się oszacować ile zajęła jej wędrówka. Mlasnęła parę razy ze złością, by nawilżyć suche wargi. Rozejrzała się dookoła. Spękana i sucha ziemia zdawała się na jej oczach zamieniać w proch. Niebo było szare i przepełnione goryczą. Słońce z trudem przebijało się przez gęstą powłokę mgły. Jak w takiej krainie znaleźć odrobinę wody?

Zgarbiona powłóczyła łapami w stronę kocięcia. Leżało spokojnie w miejscu w którym zostawiła je porywaczka, jednak jego błękitne oczy spoglądały na dorosłą lwicę z nienawiścią.
- To nie moja wina, że nie mamy co pić - burknęła rozżalona Kisasi i ze złością stwierdziła, że jej głos zabrzmiał dziwnie miękko i smutno. Stwierdziła, że musi bardziej uważać, bo jeszcze chwila i kompletnie się załamie.
- Musimy jakoś przetrwać - powiedziała widząc jak stado sępów szybuje nad jej głową. Widząc czarne zarysy ptaków, które najczęściej obwieszczają rychłą śmierć, przyszła jej do głowy okropna myśl. Ukweli! Lwiątka w jej wieku powinny częściej pić i nie przebywać w tak ekstremalnych warunkach jak pozbawiona wody kraina.
Potrząsnęła głową. Śmierć tego potwora nie wchodziła w grę. Gdyby lwiczka umarła, Kisasi nie byłaby w stanie wypełnić swojej zemsty, a Kali nękałaby ją do końca życia. Teraz życie tego diabła było ważniejsze od wszystkiego innego.

Jej lodowate ślepia spotkały się ze wzrokiem lwiątka.
- Musisz żyć, rozumiesz? Musisz! - rozkazała lwica. Ukweli spojrzała na nią bez wyrazu. Kisasi patrzyła jeszcze na nią dysząc ciężko. Po chwili rzuciła się na ziemię wierzgając i krzycząc. Pazurami rozdrapywała sobie skórę, aż do żywego mięsa, gryzła łapy i tarzała się we własnej krwi histerycznie przy tym krzycząc. Wreszcie uspokoiła się i znieruchomiała na ziemi dysząc ciężko. Cała była umazana w szkarłatnej substancji. Spojrzała z bólem na szarą lwiczkę zwiniętą w kłębek pod drzewem.
- I jak ja mam cię utrzymać przy życiu? - jęknęła żałośnie. Ukweli milczała. To milczenie było gorsze niż jakiekolwiek słowa.

_____________________
Boże, jakie to krótkie i beznadziejne, i jeszcze bez obrazków :c Jestem zła, bo długo nie pisałam i opublikowałam coś tak durnego. :*

Kohu

sobota, 2 maja 2015

" Marna marionetka. Marionetka, która będzie w moich rękach... "

 " You think 'Okay, I get it, I'm prepared for the worst', but you
hold out that small hope, see, and that's what fucks you up. That's what kills you."   

~*~
  
   
     Zło najczęściej zawsze czai się dosłownie za rogiem. Każdy ma w sobie złowrogą naturę. Mrok tylko czeka na dobrą okazję. Dobrą okazję aby zasiać w sercu ofiary wątpliwości. Wystarczy jeden krok w złą stronę i możesz stać się istnym potworem. Monstrum kochającym zabijać, niewiedzącym co to litość, umiejętnie manipulować innymi i ich bólem. Dzięki tobie zrodzi się o wiele więcej takich przypadków jak Ty. W końcu na tym świecie nie istniała sprawiedliwość. Każdy jest dla siebie wilkiem. Rozszarpmy się nawzajem pozostawiając po sobie tylko popiół. Z tej garstki narodzi się kolejne życie. Cóż za błędne koło. Zatrzymaj je.

~*~
Ponury dzień zawitał ponownie na ziemi. Nie jest ona skuta lodem. Nie ma tutaj śladów krwi spływającej z gnijących resztek. Nie ma też zmasakrowanych ciał. Wszystko zostało tam zakończone i nigdy nie rozpocznie się znowu. Po co więc przypominać sobie o tej masakrze? "Kraina" ta jest zupełnie inna. Panuje tam istna ciemność. Na tym bezdusznym pustkowiu mogą przebywać tylko lwy pozbawione wszelkich skrupułów. Drapieżniki, które kierują się instynktem, mordując swoją własną rodzinę. Oczywiście trzeba też zamazać ślady. Najlepiej zjadając zwłoki. Niech kanibalizm się szerzy. Nie długo nie będzie nawet możliwości zjedzenia czegokolwiek.   

Nie panuje tutaj bezkrólewie. Co prawda nie ma tutaj zbyt dużo istot żywych, ale to ma się niebawem zmienić. Władczyni cechująca się niesłychaną bezdusznością zwie się Kali*. Nie jest to jej prawdziwe imię. Dawno o nim zapomniała, gdyż związany był z bliskimi jej sercu przyjaciółmi. Musiała ich zabić własnoręcznie. Nigdy nie uważała, że popełniła źle. Nigdy nie okazała skruchy. Żadnej litości i więzi. To jest wręcz idealne motto.

Głos przepełniony istną trucizną często omamiał przesłodkimi słówkami. Na końcu wbijał nóż w plecy. Cóż za ironia. Samica posiadała piękne śnieżnobiałe futro komponujące się ze złotymi ślepiami przepełnionymi do szpiku kości nienawiścią. Na jej pysku zawsze istniał szyderczy uśmiech. Długa, czarna jak smoła grzywa miała na celu odstraszać innych.  
Kiedyś posiadała partnera. Natychmiastowo go zabiła, gdy tylko zaszła w ciążę. Syn przerażająco przypominał swoją matkę. Imię wyznaje tylko osobom, których planuje pozbawić życia. Przysięgając, a następnie zdradzając. Brzmi to dość okrutnie no, ale cóż zrobić. Tak jak już wcześniej wspomniałam był odzwierciedleniem pod każdym względem swej "mamy". Do jednym z jedynych rozróżnień należały drobne cienie pod szarymi oczami. 
Świt. Wczesna pora, nieprawdaż? Niestety promienie słonecznie nie miały wstępu do tego królestwa. Większość skał "ozdobionych" licznymi śladami po pazurach przysłoniła gęsta mgła. Idealnie odzwierciedlała tutejszy klimat. Grobową ciszę zakończył donośny ryk.
- W końcu się pojawiła, prawda? To istne wcielenie demona. Jak jej to było... Ukweli?- zarechotała Kali oblizując pysk z czerwonej substancji.
- Ta. Podobno tym razem narodziła się na tej bezimiennej ziemi skutej lodem. Oczywistym było to, że jeden z członków rodziny miał oszaleć. Tak mówiło proroctwo, czyż nie? - syknął najmłodszy z zebranych.
- Pff. A Ty dalej jesteś taki naiwny ?! Przecież oczywistym jest, że to nie jest żadne proroctwo. Tylko idiota uwierzyłby w takie coś. Tak czy siak jak planujesz ją tutaj przytachać Kali? Potrzebujemy jej mocy i nienawiści. - warknął potężnie zbudowany samiec o krwistych ślepiach.
-Spokojnie. Mam wszystko pod kontrolą. Zdobędziemy tą Ukweli w odpowiednim momencie. Kisasi
jest piekielnie inteligentna.  Nie łatwo manipulować mądrymi istotami. Dobrze o tym wiesz. Jednak ma słabość. Jest to maniacka chęć zemsty. Nie mam bladego pojęcia na kim, ale kogo coś takiego interesuje? - władczyni spojrzała złośliwie w kierunku rówieśników.
Oblizała z wielkim zapałem pozostałości mięsa na kruchej kosteczce. Och. Jak ona mocno kochała ten smak i zapach. 
- Z resztą wiecie, że nie jest jedynym diabelskim nasieniem. Możemy najpierw zająć się innymi. Musimy poczekać. Niech posmakuje jak gorzko smakuje rozpacz. Wtedy łatwiej będzie uczynić z niej maszynę do zabijania. Inne pomioty szatana poznały te uczucie. Najpierw zajmiemy się nimi. - wraz z końcem wypowiedzi roztrzaskała pozostałości po padlinie. 
" Kisasi ciesz się nią póki możesz. Podobno najbardziej boli znęcanie się nad innymi. Pozwól, że ponownie uczynię Twoje życie istną masakrą. Koszmar z którego już się nigdy nie obudzisz." 
Jedynie takie słowa chodziły Kali po głowie. Niespodziewanie wraz z lwami zniknęła pod przykrywą mgły tak szybko jak się pojawiła.


___________
Po długim "olewaniu" tego bloga z mojej strony w końcu zmusiłam się aby to napisać. Nie jestem z niego zadowolona. Za dużo dialogów, a mało opisów. Nie chciałam się za bardzo rozpisywać, aby moja współautorka mogła pofantazjować :) . Następny mój wpis powinien wyjść lepiej. Będzie mi miło poczytać Wasze opinie dotyczące tego rozdziału. Chyba aż tak nie poplątałam.
Jeśli ktoś chce, zapraszam tutaj na nowy rozdział -> Fluffy
* Kali - Ciężki
Aniva D. Written ~

                                                                     




         

sobota, 28 lutego 2015

" O słodka zemsto...tak słodka jak posmak krwi ''

Dlaczego nie da się cofnąć czasu? Bezsilność w chwili zagrożenia to najgorsze co może nas spotkać. Gdyby możliwe było znów stanąć tam, na ziemi i podjąć właściwą decyzję. Czasem jeden twój ruch może zmienić całą historię. Przecież sam uwięziłeś się w tej klatce pomiędzy śmiercią, a nicością podejmując niewłaściwą decyzję. Dlaczego nie postąpiłeś inaczej?
Nie postąpiłeś, bo nie mogłeś.
___________________________

Szła powoli rozglądając się na boki, jakby bojąc się, że ktoś może zauważyć jej obecność. Wszystkie mięśnie miała napięte gotowa na atak. Jej zimne, niebieskie oczy zdawały się pochłaniać wszystko dookoła. Szła szybko, sprężystym krokiem by oddalić się od zagrożenia jakie czyhało na każdym kroku. Jej łapy miękko odbijały się od śniegu. Poruszała się z niezwykłą gracją i zwinnością mimo że w rzeczywistości czuła jakby całe jej ciało rozrywało się na strzępy. Mięśnie miała naciągnięte. Każdy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Ale musiała jak najszybciej stąd odejść. Na tym pustkowiu z pewnością czyhało na nią niebezpieczeństwo. Gdyby była w pełni sił nie zwracałaby na to uwagi, jednak teraz czuła, że bez wątpienia by przegrała. Była wycieńczona. Od dawna nic nie jadła. W końcu nie jest łatwo znaleźć pożywienie na ziemi skutej lodem. Nie miała też żadnego schronienia i często zmuszona była sypiać pod gołym niebem, w przerażającym zimnie spowodowanym niską temperaturą. Warunki jej codziennego życia były ceną którą musiała odpłacić. Od kiedy pamięta była mordercą. Istotą pozbawioną litości i jakichkolwiek uczuć. Za to właśnie została wygnana i skazana na potępienie. Jej wygodne życie zmieniło się w jeden wielki koszmar. Od teraz błąkała się na tym pustkowiu bezskutecznie próbując odnaleźć jakieś schronienie. Z pewnością już dawno pogodzona ze swym losem pozbawiłaby się swego życia, jednak zaślepiająca chęć zemsty odebrała jej rozum i doprowadziła do szaleństwa. 

W pewnym momencie stanęła. W nozdrzach czuła znajomy zapach. Wciągnęła powietrze. Krew. Każdego lwa ten zapach przyprawiałby o mdłości, jednak Kisasi* potrafiła się nim delektować. Ze smakiem oblizała się. Pomimo zmęczenia przyspieszyła. Od dawna przestała ufać zmysłom, jednak z każdym krokiem woń zdawała się być coraz silniejsza. Lwica z bijącym sercem biegła przed siebie. Myśl o posiłku zdawała się być niemożliwa. 
Wreszcie pokonując kilka metrów znalazła się na miejscu. Lwy. Martwe lwy. Właściwie całe stado było wybite. Każdy osobnik zginął w inny sposób. Kisasi pochyliła się nad ciałami jeszcze raz smakując słodkiego zapachu czerwonej substancji. Po chwili chwyciła zębami jedno z ciał i rozszarpała na części łapczywie zjadając mięso i oblizując kości. Była tak głodna, że posunęła się do kanibalizmu. Po chwili jednak coś zauważyła. Lwiątko. Mała lwica. Stworzenie wbiło w nią lodowato niebieskie ślepia. Nie płakało, nie bało się. Przeciwnie, spoglądało na nieznajomą z gniewem. Lwica spojrzała w lwiczkę z zainteresowaniem próbując przypomnieć sobie słowa, które niegdyś słyszała od swojej rodziny. 
- To ty jesteś tym demonem - stwierdziła bez cienia strachu. W jej głowie świtał już podły plan, który zamierzała wcielić w życie. W końcu co mówiła przepowiednia?... Może z pomocą tego potwora uda jej się wypełnić swoją zemstę, a może dokonać czegoś więcej, co sprawi, że cały świat padnie przed nią na kolana. Albo po prostu zniszczy go. Tylko z pomocą szatana może się to udać. 
Wyszczerzyła się w podłym uśmiechu. Złapała lwiątko i pobiegła przed siebie. Pragnęła uciec na zawsze z ziemi skutej lodem i nie wrócić tam nigdy. Uciekła. A razem z nią odeszło całe istniejące tam życie.

_______________________
Nie jestem pewna do końca co o tym myśleć ^^. Niby początek mi się troszki podoba, a jak zwykle końcówka do bani (często tak mam). Wiem, szkoda, że nikt nie umarł XD. I w ogóle cały rozdział jest przerażająco krótki. Jak zrobiłam przed chwilą podgląd aż się przestraszyłam. Coś mi ostatnio nie idzie. Kiedyś pisałam rozdziały które czytało się przez godzinę, a teraz przez dwie minuty. 

*Kisasi - zemsta

poniedziałek, 23 lutego 2015

Prolog-"Pomiot szatana"

"Miłość to bezużyteczne uczucie..
Nienawiść..to dzięki niej możesz stać się tak potężnym..
Bez współczucia
Bez litości
Pozbawiaj życia wszystkich bez wyjątku
Nie potrzebujesz powodu
W końcu to Twoje przeznaczenie
Zmień świat w prawdziwą..Krainę Śmierci !"
-Zamieszczone cytaty znajdują się na kamiennych tabliczkach..Do dziś nie wiadomo skąd się tutaj wzięły i kto jest ich odbiorcą..

__________________


"Pewnego dnia na świat przyjdzie szatan w postaci lwicy, który doprowadzi świat do zguby. Od małego karmiona tylko nienawiścią, stworzy nową erę. Gdy proroctwo się skończy wszystko przemieni się w proch z którego powstało.."
Słowa te przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Ale zaraz gdzie? Jakie miejsce mam na myśli?
Cała historia rozpoczęła się na ziemi skutej lodem. Nie posiadała ona nazwy, gdyż nikt nie chciał  zawracać  sobie tym  głowy.  Niska temperatura oraz płatki śniegu, które wyglądały tak niepozornie.  Można było pomyśleć, że nikt nie ma szans przeżyć na tym pustkowiu. Szkoda. Niestety wiele osób pomyliło się w tej kwestii.
W tajemnicy, w mrocznych jaskiniach bez jakiegokolwiek światełka nadziei zamieszkiwały drobne grupki lwów. Z upływem czasu, przez bezlitosny klimat "stado" zaczynało się pomniejszać..A według przepowiedni granatowy demon przyjdzie na świat, u kresu istnienia sekretnego rodu.
I w końcu nadszedł. Sędziwy dzień.
Pewna lwica o pięknej kremowej sierści i lodowato niebieskich ślepiach, miała spodziewać się potomstwa. Przyszły ojciec zmarł ochraniając swoją żonę. Wielka rana na brzuchu nie pozwoliła mu nadążyć za tempem ukochanej. Niechybnie wykrwawił się na śmierć. Nikt nie potrafił odnaleźć jego ciała..z bardzo prostego powodu. Gdy ta historia się zakończy na pewno sam wyciągniesz wnioski dlaczego.

Bezimienna* pogrążona w cierpieniu nie potrafiła poradzić sobie z bólem w jej sercu. Wiedziała jednak, że musi żyć dla swoich dzieci. Z coraz to większym trudem stawiała kroki. Często zatrzymywała się po drodze. Czuła się osłabiona i wycieńczona. Nie potrafiła zatrzymać dużej ilości wymiotów w tak krótkim czasie. Końcem końców obolała upadła na ziemię. Zachrypianym głosem błagała o pomoc. Nikt nie przyszedł. No tak... W końcu jest tutaj sama jak palec..
Długie chwile cierpienia nie miały końca. Pot spływał po jasnym futrze. Płatki zamrożonej wody przylepiały się do spoconego ciała. Czas strasznie powoli mijał. Sekundy wydłużały się w minuty, a minuty w godziny. "Czy dotrwam do końca?" Ta myśl przerażała samicę. "A co jeśli nie wytrzymam do końca?"
Przeróbka wykonana przeze mnie. Wiem,że wyszła do bani ;-;
Długa walka z nieustannym bólem wydawała się niemożliwa do wytrzymania. Jednak czasami jeśli dotrwasz do końca powstaną cudowne owoce Twojej pracy.. Szkoda, że akurat nie tutaj.
Bezimienną z półsnu obudziły ciche piski. Wystarczyło odchylić delikatnie powiekę...i wtedy zauważyła. Jej dzieci. Jego dzieci. Ich dzieci. Chłopczyk i dziewczynka.
Samczyk miał czarną jak smoła sierść, lodowato niebieskie ślepia jak kremowa lwica. Nos złoziemca. Natomiast kocie o przeciwnej płci było kompletnym przeciwieństwem swojego brata. Futerko małej o granatowym odcieniu, idealnie komponowało się z bielą krajobrazu.
Oczy zimniejsze i przepełnione nienawiścią wzbudzały przerażenie.
Smutek, który widniał  na jej pyszczku, momentalnie został zastąpiony szyderczym uśmiechem.
"Niemożliwe! Ale jednak...kolor, uszy, gorycz.. Tak to musi być ona. Muszę ją zabrać w jedno miejsce!"

                                                                             ~*~
[Uwaga! Ten fragment może być częściowo brutalny!]
-Tak to ona!
-Masz rację! To ten demon.
-Musimy ją zabić! Nie możemy pozwolić, aby proroctwo się spełniło.- szepnął donośny głos jakiegoś żółtawego lwa.
-Jeśli coś takiego się wydarzy.. Świat w którym żyjemy...może przestać istnieć. Wewnątrz tego lwiątka jest zamknięte czyste zło!-  krzyknął karmelowy osobnik gotowy rozszarpać swoimi czarnymi pazurami maleńką lwicę.
Bezimienna nie potrafiła zdusić w sobie gniewu. Gdy na początku tutaj przybyła planowała zostawić swoją córkę na śmierć, a z synem prowadzić szczęśliwe życie. Potężna, ale mroczna siła pojawiła się znikąd. Chęć wymordowania wszystkich..tak to jest dobry pomysł.. Wzbudzić w swojej córce jak największą urazę do wszystkiego i wszystkich. Brzydzić się.
Uznajmy,że tutaj jest śnieg ;_;
Bez ostrzeżenia rzuciła się na przywódcę zgromadzonych. Z wielkim zapałem wgryzła mu się w kark przecinając tętnicę. Padł nieżywy na ziemię. Sprawczyni oblizała pysk ze smakiem. Krew.
Kolejna liczba ofiar była nieunikniona. Samica pozbawiała każdego życia w inny sposób. Rozpruwała żyły, wydłubywała oczy, "dokopywała" się do mięsa, odcinała język i zjadała wnętrzności. A gdy już nikt nie był w stanie oddychać, zamordowała jedno ze swoich dzieci. Tak bardzo pokochała widok i smak czerwonej substancji, że nie potrafiła się oprzeć. Świadoma tego co uczyniła, poczuła gorące łzy... Ale to dało jej satysfakcję.
Spojrzała na jedyną osobę, która żyła.
-Nie jesteś warta tego aby Cię zabić. Jeśli pozwolę Ci żyć, możesz do czegoś się przydać. Od dzisiaj nazywasz się Ukweli**. Nie należysz do naszego rodu. Jesteś pomiotem szatana. Zobaczymy czy podołasz swojemu przeznaczeniu. Dasz radę? Czy może zginiesz próbując?- psychiczny śmiech był ostatnim co usłyszała Ukweli.
Bezimienna uciekła z miejsca zbrodni.
I tego dnia ziemia skuta lodem i pozbawiona nazwy odeszła w zapomnienie.

                                                                            _______________
O mój boże. Jak ja wszystko namąciłam. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Miał wyglądać kompletnie inaczej. Mam nadzieję,że moja współautorka Kohu mi to wybaczy, tak samo jak Wy ^^' .
Po długiej kilko miesięcznej przerwie wreszcie coś napisałam.. To pewnie wyjaśnia jakość..
Jeszcze raz przepraszam ;-; .
Do zobaczenia~~
Aniva D. Written

A i bym zapomniała.
*Bezimienna- to nie jest imię tej lwicy. Tak nazywały się wszystkie samice. Nikt nie posiadał tam imienia. Tak ja i te moje głupie pomysły .-.

**Ukweli- rzeczywistość
Szablon wykonany przez Jill